czwartek, 26 kwietnia 2012

Hell ® King of Europe 2012 Runda 1 - Tor Poznań - 22.04.2012


Niedziela – drugi dzień zawodów, z programem wzbogaconym o wiele atrakcji dla przybyłej publiczności. Były to między innymi Drift Tir, czyli przygotowany specjalnie do driftu ciągnik siodłowy. Jest to dzieło ludzi z STW Center. To istny potwór z ogromnym spojlerem, który sieje strach zbliżając się do zakrętu, a kolega kamerzysta miał bardzo bliskie spotkanie z jego pękającą oponą… :)
Drugą atrakcją dla kibiców było Drift Taxi. Mimo wysokiej ceny tej zabawy (która kształtowała się na poziomie 100zł / przejazd), chętnych nie brakowało, a kierowcy podczas tych przejazdów ani myśleli oszczędzać swoje driftowozy i nerwy pasażerów.



Po tych atrakcjach pozostało już tylko jedno – setki mechanicznych kucy, ryczących pod maskami driftowozów, nieziemskie umiejętności kierowców, trochę szczęścia. To wszystko zebrane razem miało prowadzić do wyłonienia najlepszego driftera podczas I rundy King of Europe w Poznaniu. Pozwolę sobie wymienić w tym miejscu TOP3 zaskoczeń pozytywnych i negatywnych. Zacznijmy od negatywów:
- pozycja nr 3 – Szymon Budzyński. Piękny, oryginalny, piekielnie mocny samochód. Świetny zawodnik, który z roku na rok jeździ coraz lepiej. I w tym wypadku może powiedzieć że przygotował się jak nigdy, a wyszło jak zawsze, bo Szymon (między Bogiem a prawdą za sprawą bardzo kontrowersyjnej decyzji) przegrał w parze konkursowej z Amerigo Monteverde i nie przeszedł nawet do TOP16;


- pozycja nr 2 – Diego Quaranta. Zwycięzca zeszłorocznego cyklu King of Europe. Na jego korzyść może przemawiać zmiana auta z BMW serii 3 na to z serii 1 i może nie do końca czuł samochód, ale od aktualnego mistrza należy jednak wymagać dużo więcej. Mało atrakcyjna jazda, dużo spinów i wypadów poza tor – to nie przystoi championowi;

- pozycja nr 1 – Paweł Trela. Ja naprawdę wiele rzeczy jestem w stanie rozumieć. Rozumiem nerwy po uszkodzeniu samochodu, tak pieczołowicie przygotowanego na nadchodzący sezon. Rozumiem, że sponsor włożył dużo pieniędzy w team i samochód. Ale czy to są powody, żeby rezygnować z możliwości pożyczenia samochodu (a taka możliwość była) i dalszego udziału w imprezie? Nie oszukujmy się, wielu kibiców przyszło na King of Europe właśnie po to, żeby oglądać niebotyczne kąty i ocierającą się o szaleństwo jazdę Pawła. On o tym niestety zapomniał.



Teraz już przyjemniejsza część - trzech zawodników, którzy pozytywnie mnie zaskoczyli :) A byli to:
- pozycja nr 3 -  Maciej Jarkiewicz. Po poprzednim sezonie zajmował bardzo odległą pozycję, wystąpił tylko w jednych zawodach, więc nie spodziewałem się po nim niczego specjalnego. Samochód, którym jeździł Maciej również wizualnie nie prezentował się szałowo. Jednak całe to wrażenie prysło po pierwszym przejeździe Maćka. Im więcej przejazdów, tym większe wrażenie robiła na mnie jego jazda – mocne wychylenia i bardzo szybkie pokonywanie zakrętów to jest to, co bardzo chciałem zobaczyć podczas tych zawodów;

- pozycja nr 2 – Francesco Conti. Jedyny obcokrajowiec na podium tegorocznego KoE. Jako jedyny z dość dużej grupy gości z zagranicy prezentował równy i przede wszystkim wysoki poziom. Miejsce na podium na pewno zasłużone;





- pozycja nr 1 – Maciej Bochenek. Bezsprzecznie nr 1 King of Europe. Maciek jeździł bardzo widowiskowo, równo, a co najważniejsze skutecznie. Po kolei eliminował kolejnych rywali, by w końcu w finale, po zaciętej walce pokonał Francesco Conti. Maciej, który w poprzednim sezonie zajął dopiero 9. miejsce stworzył sobie rewelacyjną podstawę, by w tym sezonie zagrozić Pawłowi Treli w obronie mistrzowskiego tytułu.


Tak długo wyczekiwana impreza przeminęła jak z bicza trzasł. Na większości zawodników się nie zawiodłem, było naprawdę grubo, bo jak to się powszechnie mówi „albo grubo, albo wcale”.




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz